poniedziałek, 3 października 2011

szkoła...


Siedząc na moim pierwszym, enigmatycznym wykładzie po francusku, patrząc wzrokiem osoby rozumiejącej co do niej mówią i udając, że wiem, dlaczego się śmiejemy, rozmyślałam nad moim pobytem w tej "prestiżowej" szkole. I tak pomiędzy spoglądaniem, który z francuskich studentów robi najlepsze notatki (a niektórzy robili ich naprawdę dużo, co było przerażające) wymyśliłam, że niekoniecznie muszę tutaj wracać na double diplome za rok, żeby stać się tym poszukiwanym przez wszystkie biura we Francji, nowym wspaniałym pracownikiem. Wystarczy, że znajdę tu sobie męża :P Skoro wśród Francuzów dostają się tylko najlepsi, i nawet część z nich jest mimo to również przystojna, to chyba przecież są idealną partią!
Więc w piątek jest wielka Nuit de la Rentree - powitalna impreza integracyjno - inauguracyjna; na którą sprzedano już prawie 2000 biletów. Tak się tutaj bawimy. Będzie z czego wybierać :P

A wracając do zajęć - minęło moje pierwsze 3h wykładu. Tak, 3h, tutaj nie próżnują. Kończę dzisiaj o 17:45. A co! Zresztą jutro kończę o 19:30...

A jednak czasami wśród tego wiecznego języka francuskiego, można usłyszeć wspaniałe dźwięki języka polskiego. W piątkowo-sobotnią noc, czekając sobie na metro spotkałam dwie dziewczyny z Polski na erasmusie w Paryżu. Jak miło czasem użyć swojego języka (a nawet pomieszać francuski z polskim i angielskim. To dopiero jest konwersacja!).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz