poniedziałek, 10 października 2011

ilu Polaków naraz!

Niedziela, dzień wyborów. Omija mnie ten cały chaos, ale udało mi się nie zapomnieć.
Po sprawdzeniu, gdzie mam się udać, w ciągu dnia okazuje się, że z miejsca w którym akurat jestem nie ma dobrego połączenia z Instytutem Polskim. Niby taka rozwinięta sieć metra, ale zawsze brakuje jakiegoś połączenia. No chyba, że ktoś lubi się przesiadać ze trzy razy. No nic, ogarniam już jakoś Paryż (z mapą), lepiej niż kobieta zapytana o Place de la Republique 200m od niego, która wskazała mi przeciwny kierunek..., więc znajduję najlepsze połączenie metro-piesze i po drodze przechodzę wśród tysiąca policjantów (nie jestem pewna co, ale coś się wczoraj działo. Tu się tyle dzieje, że nie można tego ogarnąć, ale metro jest przydatne i jego mnóstwo billboardów. Co chwilę znajduję kolejny event, na który chętnie by się poszło). Docieram do miejsca, co poznaję, bo słyszę ludzi rozmawiających i rozumiem wszystko co mówią. Kolejka jakiej nie widziałam nigdy do komisji (no ale w całej Francji było chyba 5 miejsc do głosowania, to nie można porównać). Wchodzę i słyszę "dzień dobry". Jak dobrze. Ponieważ w Polsce zaopatrzyłam się w zaświadczenie o prawie do głosowania, nie byłam zarejestrowana i po karty podeszłam bez kolejki. Raz- dwa, wpisanie, instrukcja, dwa krzyżyki, co tu mówić, wybory to wybory. "Do widzenia". I witamy z powrotem w świecie, gdzie nie wiem o czym mówią mijane przeze mnie osoby...

P.S. polecam (mam nadzieję, że mogę:P) również bloga znajomych przeżywających podobne chwile co ja na północy: http://polnocnepilchy.blox.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz