piątek, 2 września 2011

Pierwszy dzień w betonowym mieście.

Salut!
Jeśli mnie znacie, wiecie, że po długim pragnieniu wyjazdu w czasie studiów zagranicę, a potem sprecyzowaniu tego, że chcę jechać do ciepłych krajów, w końcu wylądowałam w Paryżu. Samo przygotowanie - poszukiwanie sposobu aplikacji, szybkie szlifowanie języka i załatwienia miejsca do spania - to jest długa i osobna historia (jak mi się bedzie nudzić (:P) to zostanie przelana na ekran).
Wracając do tematu - minął mój pierwszy dzień w kraju, gdzie ludzią mówią tym dziwnym językiem, co go znam, ale nie rozumiem.
Zacznijmy od początku! Czy wam też się wydaje, że zjazd od strony Katowic na Balice jest słabo oznakowany? Znacie kogoś kto się potrafi tak dokładnie spakować jak ja? (39,3kg na 40 możliwych:P).
Fajnie jest mieć speedy boarding, tylko te spojrzenia innych ludzi - autobus do samolotu był podzielony na dwie części, i w tej vipowskiej była nas trójka, a w drugiej cisnęła się reszta, patrząc na nas spod byka ;P
No i ostatnia transportowa kwestia - nie polecam jazdy samochodem w Paryżu, czy też jego okolicach. Lot z Krakowa do Paryża - 2h. Droga taksówką do miejscowości oddalonej o 20 parę kilometrów - 1,5h. Nice.
Aha, no i nie są najlepsi w organizowaniu odbierania bagażu, w skrócie.
Docieramy do mojego nowego mieszkanka - starcie Ania vs. francuski vol. 1. Dajmy na to, że remis. Właściciele milutcy, zastałam ich przy wylewaniu betonu (o!), podrukowali mapki, potłumaczyli wszystko. Pokój w piwnicy, więc jakoś chłodno, jakoś tak nierówno potynkowane, pająki (a to są mniejsze ubytki) - ale jest! I teraz, gdy to piszę, po rozpakowaniu - trzeba powiedzieć, że jest przytulnie.



Po przyjeździe - wielkie plany - idziemy w miasto!

taka sobie promenadka koło domu







piękne merostwo w rozbudowie



targ - wtorek, piątek, niedziela



chyba jakieś fajne, kulturalne miejsce ;)

Droga do stacji rera - jest! Droga do centrum handlowego - jest! A po drodze rozkmniki: Noisy le Grand (to tutaj mieszkam) to betonowe miasto czarnych z dużą ilośćią fontann i tym podobnych instalacji wodnych. Co się idzie - wszystko betonowe - i tak zostawione - dzieła architektoniczne wielbiące beton.



I wszędzie, na każdym dziedzincu, placu, promenadzie - woda w różnych kształtach.


Społeczność: 5% białych, 10% azjatów, reszta czarni (afroamerykanie i ludzie z Antyli (ktoś wie jak się to odmienia?)).
Fajnie się tu przechodzi przez ulicę - masz czerwone na przejściu, to przechodzisz, mimo tego, że nadjeżdża samochód, który ma zielone xD
I odkryłam ciekawe jedzenie (odkryłam?) - galette - niby naleśnik, ale taki trochę inny, z nadzieniem w środku, poskładany na płaściutki kwadrat. Myślałam, że się nie najem, a w połowie już nie mogłam, tak się zapchałam.
A na jutrzejsze śniadanie kupiłam sobie spekuloos w słoiku - zdam relację kolejnym razem! (spekuloos - holenderskie pierniczki)

Tak, do szkoły też kiedyś pójdę ;)

A bientot!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz