poniedziałek, 30 stycznia 2012

sesja


Tak sobie myślałam wczoraj przed zaśnięciem jakim bez sensem jest to, że szkoła do której teraz chodzę jest w Paryżu. Może dla osób które tutaj mieszkają na stałe nie ma to znaczenia, ale dla osób które przyjeżdżają tylko na jakiś czas, myśląc sobie tylko, że spędzą pół roku / rok w Paryżu? A tu guzik. Bo może na początku jest mnóstwo czasu na chłonięcie Paryża, ale potem... Właśnie spędziłam cały tydzień w szkole. Na zajęciach i między i po nich robiąc projekt. I calutki weekend od rana do wieczora. W piątek - od 8:30 do 22. Idąc wieczorem na stację spotkaliśmy grupkę imprezową. Wtedy przypomniało mi się, że jest piątek wieczór. Pierwsze co pomyślałam w momencie jak ich zobaczyłam, to to, że nie są z Ecole des Ponts. Bo uczniowie ENPC nie imprezują teraz. W zasadzie przestali imprezować jakiś czas przed końcem tamtego roku, bo część przedmiotów miała egzaminy połowy semestru. A po nowym roku coraz szybciej zbliża się koniec semestru i wszyscy siędzą całe dnie i noce w książkach. Takie życie studenta prestiżowej szkoły francuskiej.
I pozostaje tylko ten aspekt, że siedzę i robię te projekty, a Paryż jest tak blisko a tak dalego jednocześnie, a za 4 tygodnie będzie juz zupełnie tak daleko.
Na szczęście jak skończy się "sesja" zostaje mi jeszcze 10 dni wakacji.
Ale na prawdę, taką super szkołę to powinni umieścić gdzieś w zimnym, szarym, smutnym miście, żeby nie pozostawało nic innego  niż uczyć się.


I w temacie szkoły: jakby trzeba było ewakuować tą wielką salę lekcyjną na 30 parę osób, to aż troje drzwi mamy do dyspozycji:



A ten potwór rośnie w tempie chyba coraz większym:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz