piątek, 11 listopada 2011

tydzień z koncertami

"Ten years ago I was 18 years old and my dream was to run away to Paris. And I run away, on my 18th birthday and felt like beginning of wonderful new adventure. So I just wanna thank your wonderful city for giving me so much inspiration in my life, to be romantic, to be fearless and to really live in the moment. I love your city so much."


Tymi słowami Patrick Wolf zakończył swój koncert w Paryżu.
Koncert magiczny, wypełniony radością i miłością, tak jak jego ostatni album.





Siedzę tu już dłuższy czas i myślę co napisać, ale nie potrafię tego wyrazić. Koncert był niesamowity i ta noc pozostaje z pewnością najlepszą moją nocą w Paryżu.
Jeśli nie znacie jego twórczości, jego sylwetki, to niewiele możecie zrozumieć z tego co tu piszę, chyba trzeba być do tego tak nakręconym na jego punkcie, jak i inna Polka, którą tam spotkałam.
Minęło już kilka dni, ja ciągle słucham jego utworów i słucham ich jakby na nowo, widząc go na scenie, ciągle szczęśliwa i pragnąca zobaczyć go ponownie, już, teraz. I męczy mnie ta myśl, że jego trasa po Europie się dopiero zaczęła i jakbym tylko miała pieniądze na samolot...
Może was przynajmniej namówię do posłuchania kilku jego piosenek, bo jest naprawdę niesamowitym muzykiem.



Ma niesamowity głos, który brzmi na żywo dokładnie tak samo jak na nagraniach, a do tego sam gra na kilku przeróżnych instrumentach. I do tego jego wizerunek..




Fajnie wyglądali na scenie - Patrick w swoich niesamowitych ciuchach, brokacie we włosach i zestawem jednorożców, czwórka muzyków elegancko, czarno-biało, a perkusista - jak perkusista ;)



Tak, to moje wspólne zdjęcie z Patrickiem :P "Together", w czasie którego obszedł dużą część sali, ku uciesze wielu fanów.


Jako że brakuje mi słów, dodaję kawałek bloga dziewczyny, która widocznie lepiej przelewa uczucia na papier i zaskakująco brzmią jak te, które ja chciałam napisać:
"So on Friday I finally got to see Patrick live. It was at the Roundhouse in London, the last show on his Lupercalia tour. It was incredible. I'm still on a bit of a high from it, and I've been listening to nothing but Patrick Wolf on iTunes since then. He is an amazing performer. He connects with the crowd, he plays different instruments, dances, twirls, writhes and struts; he's like a creature from another world. He came out in a red jacket over a sparkly shirt and black ribbon bow tie, his hair all disheveled. For the encore he had a fake hawk on his shoulder. I can't handle how fabulous he is. He's this amazing, perfect balance of adorable and sexy, humble and confident; his music is at once joyous and sad. It was so overwhelming. I had a huge grin on my face the entire time."
http://bowtiesare.blogspot.com/2011/11/patrick-wolf.html 


tutaj można posłuchać i zobaczyć Patricka:
http://www.youtube.com/user/madmanpatrickwolf
a tutaj porządny o nim artykuł:
http://www.guardian.co.uk/music/2011/mar/13/patrick-wolf-lupercalia-elizabeth-day

zdjęcie 1 i 10: https://www.facebook.com/laura.dziak


Zapomniałabym wspomnieć o supporcie - Chinawoman. Muzyka w klimacie niezbyt pasującym do głównego występu.

 do posłuchania (to akurat dobrze brzmiało):





Drugi koncert - One Night Only. Ale najpierw o supporcie - tym razem info pojawiło się na tyle wcześnie, że zdążyłam posłuchać i nawet nasłuchać się ich muzyki. Bardzo przyjemne granie, bardzo koncertowe i fajnie się ich słuchało i oglądało na scenie. Szkoda, że więcej osób ich nie sprawdziło wcześniej, bo zasługiwali na większą reakcję od publiczności - bardzo gitarowe, energiczne show, dwa głosy - niesamowicie chuda dziewczyna z gitarą i kucykiem długich włosów latających po scenie i chłopak również z gitarą, na którego się wyjątkowo dobrze patrzyło w czasie występu.





A tu jeszcze wspaniałe zdjęcie mnie i słodkiego muzyka:


http://www.welovethedancers.com/


One Night Only - no cóż, słucham ich od 1,5 roku gdzieś, jeden z pierwszych moich odkryć w tym gatunku, uwielbiam ich brzmienie, głos wokalisty.


Nie wiedziałam tylko, że nie pasuję dokładnie do wizerunku ich fanki - i tak na koncercie znalazłam się wśród tłumu nastoletnich psychofanek, które kładły się na siebie byle by być bliżej sceny i dotknąć kawałka ciała wokalisty. Odważny był kładąc się na tłum na koniec występu.



Klimat zupełnie inny niż na pierwszym koncercie, wiadomo. Wokalista wspinający się po czym się dało na scenie, na początku wszedł gdzie mógł tylko najwyżej żeby zrobić zdjęcie publiczności (lol, takie udawane zdjęcie:P). Naprawdę dobry koncert i po nim tak samo słucham znowu ich kawałków, słuchając ich na nowo.





Ale mimo całej sylwetki wokalisty, nie mogłam nie patrzeć na ich basistę - nie wiem, czy to już tak jest, że grając na basie nie wiele można robić na scenie, ale on wyglądał naprawdę jakby miał zaraz zasnąć, albo jakby w ogóle grał przez sen :P To on, z kolesiem o zabawnej fryzurze :P




I po tych dwóch koncertach tak blisko siebie mam ochotę chodzić ciągle na takie występy i chyba przeprowadzam się do Londynu :P W prawdzie Patrick ma w Pl dwa występy, no ale to nie to samo, co wszyscy grający w Londynie...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz